9.11.25

 



Iskra i lód

Była sobie niedziela grudniowego dnia. Mróz na zewnątrz jak przed laty potrafił skuć wszystko, paraliżował ruch, samochody. Ale że to był wolny dzień od szkoły, zapytałem dziadka, czy możemy pójść na lód. „Poczekaj, muszę sprawdzić, czy lód wytrzyma. Ale najpierw zrobię to, co do mnie należy — trzeba pozaprzątać w chlewach” — powiedział.

Jarek pozaprzątał, później zrobił sobie śniadanie. Potem tradycyjnie musiał się położyć, a w końcu zawołał: „Chodź, chłopaku, zobaczymy ten twój lód — czy wytrzyma, czy nie”.

Skubaniec imponował mi odwagą, przynajmniej jak na tamten czas. Dziś powiedziałbym, że to już ocierało się o głupotę — wchodzić na lód. Z drugiej strony od brzegu nie było aż tak głęboko. Jakby wpadł, to najwyżej nalałoby mu się do gumofilców.

No i w sumie dziadek wszedł, sprawdził — lód wytrzymywał. Było ok. Zrobił kilka kroków głębiej, bliżej środka stawku. I zazgrzytało. Dało się słyszeć pęknięcie lodu. Podskoczył kilka razy — lód się nie zarwał. Choć przy samym środku na pewno nie było już płytko. Do kolan? Nie. Tam, jakby wpadł, to do pach. Biorąc pod uwagę, że dziadek miał około 170 cm wzrostu, na środku stawu mogło być około 150 cm wody.

Z wiekiem dotarło do mnie, że gdyby lód się pod nim załamał, woda tuż pod powierzchnią ma prawie zero stopni. Mógł złapać go skurcz — a wtedy mogło być różnie. Dziadek imponował mi jednak odwagą. Z biegiem czasu wiem, że był też mądry. Zwykle potrafił przemyśleć sprawę kilkakrotnie, „ugryźć” ją z kilku stron, potocznie mówiąc.

Dzień był piękny, zwłaszcza popołudnie. Wokół stawu rosło kilka drzew liściastych. To zdaje się były topole. Gdyby to nie była już późna jesień, liście jeszcze szeleściłyby na wietrze. Słońce chyliło się ku horyzontowi coraz niżej, a światła było na tyle dużo, że można było wywijać na lodzie. Cienie drzew padały na taflę, delikatnie przysypaną puchem śniegu.

Zapytałem dziadka, mimo że odszedł do domu, czy będzie mnie pilnował. Powiedział, że tak — i żebym się nie martwił, bo lód jest mocny. Teraz na zamach — ślizg na lodzie — szło ekspresowo, bardzo szybko. Godzina, dwie, trzy… Nadszedł czas wieczornego obiadu i pytań. Dziadek przyszedł po mnie: żebym wracał do domu, bo babcia się martwi, kolacja czeka i muszę się ogrzać, żeby nie zachorować.

Dziś dziadek już nie żyje. Cała sytuacja miała miejsce około czterdziestu lat temu. Dziadka długo będę wspominał bardzo pozytywnie. Martwił się, ale starał się tego nie pokazywać.

Mieszkaliśmy już w starym domu, obok stał nowy — pobudowany, ale niewykończony. Część starego rozebrano do połowy. Były w sumie dwa pokoje. Jeden służył za pokój dzienny i do rozkładania łóżka na noc, a drugi był typową sypialnią.

Kiedy paliło się w piecu, obserwowałem w dolnej kratce, jak ogień skacze po rozżarzonych węglach i drewnie. W pewnym momencie strzeliło w piecu i iskra wyskoczyła na wykładzinę w pokoju. Dobrze, że w pobliżu była babcia — mogło się to skończyć nieciekawie. Rozgrzany węgielek lekko zadymił, wypalił dziurę w wykładzinie. Pod spodem była drewniana podłoga, mająca już wiele lat, sucha — o pożar naprawdę nietrudno.

Kiedy sytuacja została opanowana przez babcię, wygoniła nas do spania po „Dobranocce”. W końcu miałem ile? Siedem lat. Byłem leciutkim wyrostkiem. Ale miło wspominam tamten czas.

7.11.25


 

 

 

Był sobie piękny, słoneczny dzień. W sumie było to rano. Dzień zapowiadał się. Naprawdę upalnie? Środek rada. Centrum miasta. Wiadomo, że słońce jak się oprze o budynki. To jednak drzewa. Stąd dla zapowiadał się, że będzie gorąco. W sumie stwierdziłem. To wyglądając przez okno? Spokoju na trzecim piętrze. W sumie to postanowiłem. Zrobić. Słaby dzień. Takiego totalnego lenistwa. Wiecie? Zdala od. Mieszkania garów. Porządków i tak dalej.

 

Postanowiłem wyrwać się nad wodę. W sumie poleżeć trochę na plaży, może trochę popluskać w wodzie.

No i jak postanowiłem tak zrobiłem. Po pierwsze wyrwałem się po jakieś zakupy zrobić jakieś śniadanie. Spakować sobie coś na wypad. No ale wodę. Generalnie żeby z głodem z głodu nie umierać.

 

Wyszedłem na zewnątrz, Jestem przy ulicy. Tam w sumie jeżdżą tramwaje, tramwaje też. Skręca. W jedną stronę. Na skrzyżowaniu. Musiałem tą drogę przecznice przejść. Czekałem, aż przyjdzie tramwaj. No zostać w sumie przejechany przez takiego kolosa. No to by fajnie nie było. Tramwaj już w sumie przejeżdżał. Ogólnie widzę koniec tramwaju. On jest zakręcie, Wieża po torach. W sumie to nie jeździ po torach skręca. Poprzeczną drogę. Ale mówię jaką przyjdzie, to akurat będę mógł iść, niech się czasu. Dalej. Tramwaj w sumie jeden wagon przejechał drugi wagon prawie przejechał. Na to mówię. Idę samocho. Był w żadnych z tyłu nie było. Więc było bezpiecznie. Ale był mój zdziwienie. Kiedy tramwaj? W sumie ten drugi wagon wchodził w zakręt. Z tyłu za tramwajem był hak. Coś ala zaczep chyba. No i tym hakiem oberwał bym po nogach, dużo mi nie brakło. Gdybym nie odskoczył.

Chwila nieuwagi. I zapewne trafiłbym na izbę przyjęć. A nie nad wodę, nie na plaże.

W sumie pomyślałem sobie wtedy. Ale z ciebie michalec cymbał. Chwila nieuwagi. Pośpiech. Ale w takiej w sumie moje szczęście w nieszczęściu. Ja tu mówię. Gdyby nie 5 z ustępów aniołów, które mnie pilnują. To już nieraz przy płaciłbym. Na dobrą sprawę wypadkiem albo nawet życiem. Swoje napady. Wyjścia czy wyjazdy.

 

Spojrzałem wtedy na zegarek. Była godzina. Przed dziewiątą rano. A ja w sumie już. Spocony. Po wizycie. Bo właściwie nie wizycie, ale szybkim zbliżaniem się haka tramwaju w kierunku moich nóg. No mogło być różnie.

Zamiast plaża i woda. To pogotowie i. Łóżko może szpitalne

Masz babo placek.

Dostałem do sklepu. Tego ze spożywką. No czyli sklepu spożywczego. W sumie ulubionego, bo sklepów takich to mam więcej w okolicy. Dlaczego ulubiony? To chyba przez te uśmiechnie? To. Ekspedientkę. Wypier dalej.

Skubany zawsze potrafi. Mnie rozweselić. Wystarczy jedno słowo. Jakiejkolwiek. No pojawia się banan na mojej twarzy. W postaci uśmiechu. Czasami zdarzy mi się też zmienić kolor. Taki growy. I zapewniam cię, nie ze złości. Te ekspedientka. Niejednokrotnie potrafiła. Raczej potrafi. Żucia jakimś hasłem. Takim trochę w sumie. Ubrany w gorące słowo. Z charakterem seksualnym. A właściwie podtekstem.

Są osoby, które nie robią takich tekstów. Ja w sumie przeciw takim tekstem nie mam problemu. Zwłaszcza, że człowiek się robi. Czerwony. I nie wie zapowiedzieć jak zwykle. Słów mi nie brakuje. No na pewno. Tak mawiają moi znajomi. I znajomy. Proszę zwykle mówię to potrafi tak **********. Boki zrywać. Nie ********** ale rzucić hasłem. Takim, że boki zrywać.

 

Ekspedientka to roksana. Naj w sumie ośmieliłem się też zapytać. W sumie mówię do niej. Właściwie to powiedzieć. Powiedziałem do niej, że gdyby nie była w pracy, to porównywałbym teraz na plaży nad wodę. Za większe zakupy więcej. Kanapek można byłoby zrobić. Ale skoro musisz być w pracy, to pewnie. Nie możesz się wyrwać? Jej tu szkoda.

No i tutaj było moje zdziwienie, kiedy odpowiedziała, że jeszcze jest w pracy około. 2 godzin. Bo w sumie chodzi pomagać, kiedy jest największy ruch. W sklepie. I gdyby na nią poczekał, to pewnie wybrałaby się ze mną. Pozwoliłaby się zaprosić. No jakiemu w sumie młodemu. Facetowi. W to mi graj. Godzina w tą czy w tą? Nie lubię różnicy w takiej sytuacji. Szkoda tylko, że czasu nie dało się spowolnić. Ale.

Zebrałem zakupy w te pędy. Do. Koszyka. I pograłem do domu. No do mieszkania. Przygotować jakieś jedzenie, jakiś prowiant? Na plaży wyszukać koca. Którzy? Można by rozłożyć na plaży. Także my, bo szkoda bynajmniej tego koca. Że się budzi i w ogóle.

 

Spojrzę na zegar. Czasem mknął. Jak zwariowany chodzi o to, że szybko?

Za chwilę mogłem się spodziewać. Mojej ulubionej sklepowej. Pod drzwiami. Gotowej do wyjścia na plaże

Długo w sumie trwało. Sobieszewo. Sygnał domofonu. A po drugiej stronie. Kiedyś zapytają, kto tam usłyszałem właśnie ją. Takie moje realia. Zeznały się realizować. W taki w sumie bardzo pomyślny sposób. Przebiegał ten scenariusz. Jak mówi, sam się pisał i sam realizował. Czary cuda. Jak zwał tak zwał. Grunt, że była w tym magia.

No i słyszę dzwonek do drzwi. Moja ulubiona sprzedawczyni mi weszła i już. Na trzecie piętro. Dużo czasu i to nie zajęło. A jeszcze nieskończony. Z ogarnianiem prowiantu na plaże, mówię do niej jeszcze kilka. Mały 5 minut, może 10. I wychodzimy.

 

Dlaczego tak się dzieje, że czas? W jej obecności tak szybko biegnie.?

 

Zachodziłem w głowę, jak to się stało, że ona tak szybko dotarła? Jeszcze z tobołkami no. Chlebak i. Kons. Na plaże wtedy się dowiedziałem, że mieszka po drugiej stronie ulicy. Od sklepu. W sumie obok. W sklepu. Dlatego tak jej się szybko udało dotrzeć. W sumie mówię do niej. Że nie. Żebym miał coś przeciwko temu? Ale. Jest szybka jak. Błyskawica.

Starałem się oczywiście skomplementować. W pewien sposób. Przy okazji mówiąc. Czyli przyszły partner to będzie miał przegwizdane? No chodzi o to, żeby za nią zdążyć. Złapać i usi ilić. Teraz przyszedł mi do głowy tytuł filmu. Uciekająca panna młoda. Choć w sumie nigdy tego filmu nie widziałem, ale. W sumie tytułu nie strapiony podoba mi się. Tutaj jeszcze nie panna młoda, ale. Uciekająca panna sklepowa.

 

Później wyjście. Zejście z trzeciego piętra dojść do tramwaju. Później przy przesiadka. Do innego tramwaju później jeszcze jakiś. W sumie spacer no bo trzeba było dojść. A gęba się nam nie zamykała. W sumie to gęby. I cały czas było o czym mówić.

 

  • opowiadania

  • mikroproza

  • życie w mieście

  • tramwaje

  • plaża i lato

  • codzienność


  • ////////////////////////////////////////////////////////////////


     

     

     

     

    Był sobie piękny, słoneczny dzień. W sumie było to rano. Dzień zapowiadał się. Naprawdę upalnie? Środek rada. Centrum miasta. Wiadomo, że słońce jak się oprze o budynki. To jednak drzewa. Stąd dla zapowiadał się, że będzie gorąco. W sumie stwierdziłem. To wyglądając przez okno? Spokoju na trzecim piętrze. W sumie to postanowiłem. Zrobić. Słaby dzień. Takiego totalnego lenistwa. Wiecie? Zdala od. Mieszkania garów. Porządków i tak dalej.

     

    Postanowiłem wyrwać się nad wodę. W sumie poleżeć trochę na plaży, może trochę popluskać w wodzie.

    No i jak postanowiłem tak zrobiłem. Po pierwsze wyrwałem się po jakieś zakupy zrobić jakieś śniadanie. Spakować sobie coś na wypad. No ale wodę. Generalnie żeby z głodem z głodu nie umierać.

     

    Wyszedłem na zewnątrz, Jestem przy ulicy. Tam w sumie jeżdżą tramwaje, tramwaje też. Skręca. W jedną stronę. Na skrzyżowaniu. Musiałem tą drogę przecznice przejść. Czekałem, aż przyjdzie tramwaj. No zostać w sumie przejechany przez takiego kolosa. No to by fajnie nie było. Tramwaj już w sumie przejeżdżał. Ogólnie widzę koniec tramwaju. On jest zakręcie, Wieża po torach. W sumie to nie jeździ po torach skręca. Poprzeczną drogę. Ale mówię jaką przyjdzie, to akurat będę mógł iść, niech się czasu. Dalej. Tramwaj w sumie jeden wagon przejechał drugi wagon prawie przejechał. Na to mówię. Idę samocho. Był w żadnych z tyłu nie było. Więc było bezpiecznie. Ale był mój zdziwienie. Kiedy tramwaj? W sumie ten drugi wagon wchodził w zakręt. Z tyłu za tramwajem był hak. Coś ala zaczep chyba. No i tym hakiem oberwał bym po nogach, dużo mi nie brakło. Gdybym nie odskoczył.

    Chwila nieuwagi. I zapewne trafiłbym na izbę przyjęć. A nie nad wodę, nie na plaże.

    W sumie pomyślałem sobie wtedy. Ale z ciebie michalec cymbał. Chwila nieuwagi. Pośpiech. Ale w takiej w sumie moje szczęście w nieszczęściu. Ja tu mówię. Gdyby nie 5 z ustępów aniołów, które mnie pilnują. To już nieraz przy płaciłbym. Na dobrą sprawę wypadkiem albo nawet życiem. Swoje napady. Wyjścia czy wyjazdy.

     

    Spojrzałem wtedy na zegarek. Była godzina. Przed dziewiątą rano. A ja w sumie już. Spocony. Po wizycie. Bo właściwie nie wizycie, ale szybkim zbliżaniem się haka tramwaju w kierunku moich nóg. No mogło być różnie.

    Zamiast plaża i woda. To pogotowie i. Łóżko może szpitalne

    Masz babo placek.

    Dostałem do sklepu. Tego ze spożywką. No czyli sklepu spożywczego. W sumie ulubionego, bo sklepów takich to mam więcej w okolicy. Dlaczego ulubiony? To chyba przez te uśmiechnie? To. Ekspedientkę. Wypier dalej.

    Skubany zawsze potrafi. Mnie rozweselić. Wystarczy jedno słowo. Jakiejkolwiek. No pojawia się banan na mojej twarzy. W postaci uśmiechu. Czasami zdarzy mi się też zmienić kolor. Taki growy. I zapewniam cię, nie ze złości. Te ekspedientka. Niejednokrotnie potrafiła. Raczej potrafi. Żucia jakimś hasłem. Takim trochę w sumie. Ubrany w gorące słowo. Z charakterem seksualnym. A właściwie podtekstem.

    Są osoby, które nie robią takich tekstów. Ja w sumie przeciw takim tekstem nie mam problemu. Zwłaszcza, że człowiek się robi. Czerwony. I nie wie zapowiedzieć jak zwykle. Słów mi nie brakuje. No na pewno. Tak mawiają moi znajomi. I znajomy. Proszę zwykle mówię to potrafi tak **********. Boki zrywać. Nie ********** ale rzucić hasłem. Takim, że boki zrywać.

     

    Ekspedientka to roksana. Naj w sumie ośmieliłem się też zapytać. W sumie mówię do niej. Właściwie to powiedzieć. Powiedziałem do niej, że gdyby nie była w pracy, to porównywałbym teraz na plaży nad wodę. Za większe zakupy więcej. Kanapek można byłoby zrobić. Ale skoro musisz być w pracy, to pewnie. Nie możesz się wyrwać? Jej tu szkoda.

    No i tutaj było moje zdziwienie, kiedy odpowiedziała, że jeszcze jest w pracy około. 2 godzin. Bo w sumie chodzi pomagać, kiedy jest największy ruch. W sklepie. I gdyby na nią poczekał, to pewnie wybrałaby się ze mną. Pozwoliłaby się zaprosić. No jakiemu w sumie młodemu. Facetowi. W to mi graj. Godzina w tą czy w tą? Nie lubię różnicy w takiej sytuacji. Szkoda tylko, że czasu nie dało się spowolnić. Ale.

    Zebrałem zakupy w te pędy. Do. Koszyka. I pograłem do domu. No do mieszkania. Przygotować jakieś jedzenie, jakiś prowiant? Na plaży wyszukać koca. Którzy? Można by rozłożyć na plaży. Także my, bo szkoda bynajmniej tego koca. Że się budzi i w ogóle.

     

    Spojrzę na zegar. Czasem mknął. Jak zwariowany chodzi o to, że szybko?

    Za chwilę mogłem się spodziewać. Mojej ulubionej sklepowej. Pod drzwiami. Gotowej do wyjścia na plaże

    Długo w sumie trwało. Sobieszewo. Sygnał domofonu. A po drugiej stronie. Kiedyś zapytają, kto tam usłyszałem właśnie ją. Takie moje realia. Zeznały się realizować. W taki w sumie bardzo pomyślny sposób. Przebiegał ten scenariusz. Jak mówi, sam się pisał i sam realizował. Czary cuda. Jak zwał tak zwał. Grunt, że była w tym magia.

    No i słyszę dzwonek do drzwi. Moja ulubiona sprzedawczyni mi weszła i już. Na trzecie piętro. Dużo czasu i to nie zajęło. A jeszcze nieskończony. Z ogarnianiem prowiantu na plaże, mówię do niej jeszcze kilka. Mały 5 minut, może 10. I wychodzimy.

     

    Dlaczego tak się dzieje, że czas? W jej obecności tak szybko biegnie.?

     

    Zachodziłem w głowę, jak to się stało, że ona tak szybko dotarła? Jeszcze z tobołkami no. Chlebak i. Kons. Na plaże wtedy się dowiedziałem, że mieszka po drugiej stronie ulicy. Od sklepu. W sumie obok. W sklepu. Dlatego tak jej się szybko udało dotrzeć. W sumie mówię do niej. Że nie. Żebym miał coś przeciwko temu? Ale. Jest szybka jak. Błyskawica.

    Starałem się oczywiście skomplementować. W pewien sposób. Przy okazji mówiąc. Czyli przyszły partner to będzie miał przegwizdane? No chodzi o to, żeby za nią zdążyć. Złapać i usi ilić. Teraz przyszedł mi do głowy tytuł filmu. Uciekająca panna młoda. Choć w sumie nigdy tego filmu nie widziałem, ale. W sumie tytułu nie strapiony podoba mi się. Tutaj jeszcze nie panna młoda, ale. Uciekająca panna sklepowa.

     

    Później wyjście. Zejście z trzeciego piętra dojść do tramwaju. Później przy przesiadka. Do innego tramwaju później jeszcze jakiś. W sumie spacer no bo trzeba było dojść. A gęba się nam nie zamykała. W sumie to gęby. I cały czas było o czym mówić.

     

    ////////////////////////////////////////////////////////////////

    5.11.25


     

    5 listopada 2025

    „Ten cholerny kibel” – wczorajszy mały horror codzienności 😓♿

    Wczoraj, 4 listopada, życie znów przypomniało mi, jak potrafi być bezlitosne w najprostszych sprawach. Sprawa dotyczy toalety. Samego przesiadania. Samodzielnie już nie daję rady — nogi nie współpracują, nie poderwę się.

    Zadzwoniłem po Żonę, bo pracuje blisko. W zakładzie znają naszą sytuację i — tak mi się przynajmniej wydaje — są w stanie ją puścić wcześniej. Przyszła i pomogła. Pomamrotała jak zwykle, a ja myślę, że gdyby nie pisała do mnie: „Czy musi być już teraz?”, obyłoby się bez wpadki. Czas skorzystania z WC przeciągnął się, zwieracz nie wytrzymał. Została „smółka”. Sprzątanie siebie było marne, papier poszedł, nerwy też. 🧻

    To nie była jedyna akcja tego dnia. Pomyślałem, że nie będę znowu wołał Żony. Trafiła się sąsiadka — okazało się, że nie ma siły mnie unieść. Nogi sztywne, wyprostowane, zero współpracy. Znowu sprzątanie. Finalnie i tak przyszła Żona i musiała mnie wykąpać. Pierwszy raz od pół roku. Poprzednio było to pod koniec lipca. Przy okazji obcięła mi paznokcie u nóg. A potem słucham, że „dziwnie rosną — nie wzdłuż, tylko grubieją”. Krew mnie zalewa. Z głupim nie wygrasz — lepiej się nie odzywać.

    Podsumowując: wczorajszy dzień nie był fajny. Gdyby człowiekowi „umysł siadł”, gdybym był jednocześnie niepełnosprawny intelektualnie i miał to wszystko gdzieś, może by się to po kościach rozeszło. Ale ja się przejmuję. I to bardzo.

    Ten cholerny kibel… Przesiadanie się na niego to loteria. Nigdy nie wiesz, kiedy przyciśnie. To wieczny strach. Domowy horror. Odezwać się do Żony, żeby przyszła pomóc? To znaczy narazić ją na wyjście z pracy i dodatkowe sprzątanie. A przecież ktoś musi to potem ogarnąć. Gdyby ciotka nie ściągnęła mojego brata, a brat Żony — miałbym przegwizdane.

    Wczorajsza sytuacja skończyła się kąpielą po długiej przerwie. I tym, że znowu musiałem przełknąć dumę. Życie.

    31.10.25


    Krótko i bez ściemy.

    Zamiast kombinować z windą, stawiam na rehabilitację i ćwiczenia. Robię domowe treningi, ogarniam dietę, mam też wsparcie terapeuty. Powoli, ale czuję więcej siły.

    Jeśli chcesz mi pomóc, zapisz do PIT:
    KRS: 0000270809
    Cel: Kałka, 3424

    Można też darowizną:
    konto: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001 (tytuł: Kałka, 3424)
    BLIK: 666 324 328 (tytuł: Kałka, 3424)
    SMS: POMOC 3424 → 75 165 (6,15 zł)

    Dzięki za każdą pomoc i za samo udostępnienie. To naprawdę pcha mnie do przodu.


    Wersja 2 — z krótką historią (bardziej wciąga)

    Tytuł: Dwie linijki i kawałek drogi przede mną

    Kiedyś myślałem, że winda rozwiąże temat. Nie rozwiązała. Teraz idę w inną stronę: rehabilitacja, ćwiczenia, nauka chodu. Każdy dzień to kilka prostych ruchów, oddech, trochę walki ze sobą. Nie spektakularnie, ale uczciwie.

    Jeśli możesz — zapisz te dwie linijki do PIT:
    KRS: 0000270809
    Cel: Kałka, 3424

    Albo darowizna:
    62 1600 1286 0003 0031 8642 6001 (tytuł: Kałka, 3424)
    BLIK 666 324 328 (tytuł: Kałka, 3424)
    SMS POMOC 3424 na 75 165

    Nie obiecuję cudów. Obiecuję, że będę ćwiczył. Dziękuję.


    Wersja 3 — ultra-minimal

    Tytuł: Pomagasz – ja ćwiczę

    Cel: rehabilitacja i nauka chodu. Ćwiczę codziennie po swojemu. Małe kroki.

    PIT 1,5%: KRS 0000270809, Cel: Kałka, 3424
    Darowizna: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001 (tytuł: Kałka, 3424)
    BLIK: 666 324 328 (tytuł: Kałka, 3424) • SMS: POMOC 3424 → 75 165

    Dziękuję za każdą pomoc i udostępnienie.


    30.10.25


     30.10.2025 – Od upadku z dzieciństwa do nadziei

    Wieczór. Od jakiegoś czasu zajmuje się mną bioenergoterapeuta. O tym chyba wspominałem. I powiem tak: potwierdził słowa mojej rehabilitantki z 2020 roku. Kiedyś powiedziała: „Twoje SM jest dziwne, bo mi się wydaje, że ty wcale nie masz SM”. Pięć lat później bioenergoterapeuta to potwierdził. Człowiek, którego na oczy jeszcze nie widziałem. Dziwne? Bardzo. Ale trafił.

    Co powiedział? Zapytał, czy miałem jakiś wypadek. I trafił w punkt: w dzieciństwie wyleciałem z łóżka, uderzyłem głową o ziemię. To jego pytanie popchnęło mnie, żeby popytać rodzinę — mamę, kuzynkę, starszą ode mnie. Okazało się, że wtedy długo leciała mi krew z nosa. Wtedy tłumaczyłem to sobie „podwyższonym ciśnieniem” i tyle. Dziś myślę: może to był jakiś mały wylew? Może ta krew z nosa była takim „zaworem bezpieczeństwa”. Nie wiem.

    Nie znam się na bioenergoterapii. Ale mam wrażenie, że ten gość coś „widzi”. Rozmawiam z nim o rzeczach, które niby nie powinny wyjść bez badań. Skąd pytanie o głowę? Bo moje problemy zaczynają się w mózgu: prawa półkula z lewą nie współpracowały jak trzeba. Teraz chyba jest lepiej, ale wciąż miewam „powtórki” — blokady. Coś, co już ruszyło, nagle staje.

    Możecie się śmiać, ale nie jest mi do śmiechu. Ten bioenergoterapeuta doszedł do tego, co mi jest, bez maszyn, bez oglądania mnie na żywo. Fakt: najpierw musiałem własnoręcznie napisać mu na kartce swój adres. Podobno w ruchu pisania zostają „ślady energetyczne”.

    I tu mnie zaskoczył kolejny raz: powiedział, że miałem „zepsuty kręgosłup”, przerwany rdzeń kręgowy gdzieś na odcinku L4–L5 — strona odpowiadająca za lewą nogę i chodzenie. Przez to problemy z mową i nogami. Dodał, że „chwilę to potrwa”, zanim zacznie działać. I… zaczyna. Nogi są jakby żywsze.

    Pomaga też to, że odstawiłem baclofen — lek, przez który siadłem na wózku. Jak usiadłem, to i mięśnie „siadły”. Organizm przestaje pracować tak, jak powinien. Nie pytajcie skąd to wiem — wystarczy się interesować.

    Piszę do was, bo dziś sam się zdziwiłem. Przy podnoszeniu z łóżka (żona pomaga, żebym przesiadł się na wózek) poczułem taką różnicę, że aż szczerzyłem się z radości. Entuzjazm pełną gębą. Co tu zadziałało? Myślę, że odstawienie baclofenu i powrót siły w mięśniach. Może moje nogi przestaną wyglądać jak patyki, jak u Pinokia. Trudno mi się nadziwić.

    Bioenergoterapeuta robi swoje — „naprawia” mój mózg, prawą półkulę. A prawa półkula steruje lewą stroną ciała: okiem, ręką, nogą. Nawet wyjaśnił mi, dlaczego tak jest, ale nie będę teraz w to wchodził.

    Coraz częściej zaskakują mnie takie małe rzeczy jak dzisiejsze wstawanie. Żona chciała mnie tylko poprawić, żebym usiadł bliżej poręczy łóżka, a ja już sam przytrzymałem głowę przy poręczy. Do tego mam wrażenie, że poprawia mi się wzrok — wszystko powoli nabiera kontrastu.

    A sny? Ostatnio miałem coś jak sen na jawie. Stoję przy jakimś stawie, trzymam się ogrodzenia rękami. I nagle dociera do mnie, że przecież ja nie chodzę. Próbuję stanąć — i bach, przewracam się na plecy. Masakra. Ale może to podświadomość mówi: „Ty potrafisz chodzić. Dajesz radę”.

    Trzymajcie się, kochani. Do usłyszenia wkrótce.

    26.9.25


     


    Podziękowania za 1,5% podatku 💙

    Kochani,

    właśnie zakończyło się księgowanie wpłat z 1,5% podatku za rok 2024. To dla mnie zawsze szczególny moment, bo wtedy czuję, jak wiele osób o mnie pamięta i chce pomóc w tak prosty, a jednocześnie ważny sposób.

    W tym roku aż 27 osób zdecydowało się przekazać swój 1,5% w moim kierunku – na moje subkonto w Fundacji Avalon. Dzięki temu zgromadziło się 3705,10 zł, a po odliczeniu opłat manipulacyjnych aktualne saldo wynosi 3430,92 zł.

    To nie są tylko liczby na ekranie. To realne wsparcie w codziennych zmaganiach, poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że nie jestem sam. Każda złotówka, każda decyzja, by w rozliczeniu PIT wpisać mój numer subkonta, ma dla mnie ogromne znaczenie.

    Z całego serca dziękuję każdemu, kto zdecydował się przekazać swój 1,5%. 💙
    Dziękuję, że jesteście — to daje mi siłę, by iść dalej.

    — Michał




    22.9.25








     Tak dzisiaj mamy 21 września — wersja rozdziałowa (do bloga)

    1. Wstęp

    Dziś mamy 21 września 2025 roku. Siedzę i rozmyślam o drodze, którą przeszedłem — i o tym, że chcę to wreszcie opowiedzieć tak, jak było. Bez ściemy, ale po mojemu.

    2. Pierwszy „strzał”: nietrafione drzwi

    Rano, w pracy, po zwykłej kawie. Koniec śniadania, wracam na halę… i ***** — nie trafiam w drzwi. Widziałem je, szerokie jak brama, a i tak waliłem w słupek. Drugi raz to samo. Do maszyny nie doszedłem od razu. Byłem trzeźwy jak łza, a ciało nie słuchało.

    3. Lekarze i pierwsze diagnozy

    Lekarz rodzinny, potem neurolog: palec–nos, pięta–kolano. Skierowanie do szpitala — padło słowo „stwardnienie rozsiane”. Bierutów potwierdził: SM. Wrocław (VITA) — to samo. Szpital w Ostrowie Wlkp., punkcja lędźwiowa proponowana, ale odmówiłem. Zrobiłem rezonans we Wrocławiu; obrazy ewidentne, zmiany rozsiane. Dostałem Solu-Medrol i Encorton — poczułem się dużo lepiej.

    4. Leki, programy i skutki uboczne

    Coroczne pogorszenia na przełomie wiosny i lata, sterydy i chwilowe ulgi. Potem poradnia SM we Wrocławiu. W 2011 wszedłem do programu lekowego: Copaxone (3× w tygodniu). Gdyby prywatnie — 6–7 tys. zł miesięcznie. Skutki uboczne bywały, ale dawałem radę. Program trwał do końca 2014 r.

    5. Rehabilitacja i codzienność

    Z czasem chodziłem coraz gorzej, w 2015 ledwo ciągnąłem nogi. Lekarze mówili: „tak bywa”. Odstawiłem lek. Rehabilitacja w Krembaninie postawiła mnie na nogi (dosłownie i w przenośni) — nauczyłem się mądrzej chodzić o kulach.

    6. Rodzina i praca — wzloty i upadki

    W 2003 r. ślub, dwóch synów (dziś 21 i 20 lat). Finansowo bywało różnie: utrata pracy ok. 2011, handel na Allegro, potem zdalne fuchy (2016–2018, później do 2022, następnie Wrocław do 2024). Teraz szukam roboty.

    7. Wątpliwości i inny trop: borelioza?

    Rehabilitantka zauważyła, że to „jakieś dziwne SM”. Biorezonans x2 — wskazania na boreliozę; badania krwi — przeciwciała. Teoria: borelioza potrafi udawać SM/RZS. Podjąłem półroczną terapię (antybiotyki + zioła) — u mnie skutek słaby, wręcz gorzej z chodzeniem.

    8. Stare urazy i kręgosłup — ukryty sprawca

    Bioenergoterapeuta zapytał o urazy głowy. Były: niemowlę — upadek z wózka i lata krwawień z nosa; ok. 4 r.ż. — obuchem od siekiery w czoło; w podstawówce — kilka uderzeń głową o stół. Do tego epizody z L4–L5 (szarpnięcie koła, motocykl, „maluch” na szutrze). Hipoteza: uszkodzenia w prawej półkuli + lędźwie = objawy po lewej stronie i „dziwna” koordynacja.

    9. Nowa nadzieja i plan

    Skoro przyczyna może być inna niż SM, to można pracować nad naprawą. Neuroplastyczność działa. Jeśli wróci lepsza koordynacja czy wzrok — będzie pięknie. Na razie pracujemy i trzymamy się faktów: to wygląda inaczej niż typowe SM.

    10. PS i puenta

    Nie namawiam nikogo do samowolki z terapiami. U mnie jedne rzeczy pomagały, inne szkodziły. Najważniejsze — znaleźć przyczynę, nie tylko łatać objawy. Od „nietrafienia w drzwi”, przez programy lekowe i rehabilitację, po nową hipotezę — ta historia to nie koniec, tylko kolejny rozdział.

    Hashtagi (PL / DE / EN / CZ / SK + regionalne)

    Polski: #stwardnienierozsiane #SM #zdrowie #neurologia #rehabilitacja #życiezchorobą #historia #opowiadanie #motywacja #Bielskie #BielskoBiała #BielskoBiala #Kępno #Kepno

    Deutsch (DE): #MultipleSklerose #MS #Gesundheit #Neurologie #Rehabilitation #Lebensgeschichte #ChronischeErkrankung

    English (EN): #MultipleSclerosis #MS #Health #Neurology #Rehabilitation #LifeStory #ChronicIllness #PatientStory

    Čeština (CZ): #RoztroušenáSkleróza #RS #Zdraví #Neurologie #Rehabilitace #ŽivotníPříběh

    Slovenčina (SK): #RoztrúsenáSkleróza #RS #Zdravie #Neurológia #Rehabilitácia #ŽivotnýPríbeh

    Tagi uniwersalne: #blog #Blogger #TrueStory #P

    31.8.25

     


    🙌 Muszę się z Wami podzielić czymś ważnym.
    Kiedy zobaczyłem, że na moim subkoncie pojawiła się wpłata, to aż kopara mi opadła do samej podłogi 😲⬇️.
    Byłem tak pozytywnie zaskoczony, że trudno mi nawet znaleźć odpowiednie słowa. 💭

    🙏 Z całego serca dziękuję za ten gest ❤️.
    To daje mi ogromną siłę 💪 i nadzieję 🌟.

    💚 Jeśli ktoś z Was chciałby również pomóc, podaję dane do wpłat:

    🏦 Nr konta: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
    📝 Tytuł przelewu: Kałka, 3424

    Każda złotówka 💵 ma dla mnie znaczenie i przybliża mnie do lepszego, bardziej samodzielnego życia 🕊️.

    22.4.25

     

    📅 22 kwietnia 2025

    Dziś mija dziewiąty dzień mojej zbiórki na windę. Dziewięć dni, które zmieniły we mnie naprawdę wiele.

    Mamy już 4000 zł z 6000 – to ponad 2/3 całej kwoty.
    To nie są tylko liczby. To znaki. Ślady nadziei, które zostawiacie na mojej drodze.



    Z każdym dniem tej zbiórki czuję, że coś się we mnie zmienia. Może jeszcze nie fizycznie, ale emocjonalnie – bardzo. Bo świadomość, że tak wiele osób – bliskich i zupełnie nieznajomych – decyduje się mnie wesprzeć, dodaje mi sił, o jakich nawet nie wiedziałem, że mam je jeszcze w sobie.

    Ta winda to nie wygoda.
    To wolność.
    To codzienność z możliwością wyboru.
    To wyjście z domu – bez proszenia, bez czekania, bez tłumaczenia się.

    Szczerze mówiąc, wygląda na to, że już w maju będę mógł po prostu wyjść na zewnątrz. Pójść na słońce. Poczuć wiatr. Być częścią świata, który dotąd mijał mnie gdzieś obok.

    Nie wiem, jak mam Wam za to dziękować.
    Dziękuję za każdą symboliczną wpłatę, każde udostępnienie, każde dobre słowo.
    To wszystko ma znaczenie. Ogromne.

    Jeszcze trochę przed nami. Ale razem – damy radę.

    👉 Zrzutka – pomóż mi wyjść z domu

    21.4.25

     2104,2025


    🌱 Każdy dzień tej zbiórki to dla mnie nowa nadzieja.



    Z każdym wsparciem, z każdą wiadomością, udostępnieniem – czuję, że nie jestem sam. A to uczucie jest bezcenne. Dziękuję, że jesteście 💛

    Jeszcze trochę brakuje, ale każdy gest zbliża mnie do celu – czyli do możliwości wyjścia z domu, poczucia swobody i kontaktu ze światem.

    14.4.25

     

    14.04.2025


    Zbieram na WOLNOŚĆ – dosłownie. Potrzebuję windy, żeby wyjść z domu.




    Czasem największe marzenia mieszczą się na kilku stopniach. A czasem te kilka stopni staje się przeszkodą nie do pokonania. Zbieram na windę schodową, która pozwoli mi samodzielnie opuszczać dom – bez proszenia, bez czekania, bez barier. Może chcesz dołożyć swoją cegiełkę do tej wolności?





    Cześć Wam wszystkim, którzy trafili tutaj przypadkiem, z ciekawości… albo z serca. ❤️

    Ten blog prowadzę od lat. Pisałem tu o różnych sprawach – o życiu z SM, o codzienności na wózku, o nadziei, strachu, determinacji.
    Dziś piszę o czymś bardzo konkretnym – o ZRZUTCE NA WINDĘ SCHODOWĄ.

    Dlaczego?




    Bo moje życie toczy się głównie w czterech ścianach. I nie dlatego, że lubię samotność. Po prostu nie mogę samodzielnie wyjść z domu. Mam schody. Nie mam windy. Potrzebuję pomocy innych, żeby z nich zejść. A każdy, kto choć raz walczył o niezależność, wie, jak to potrafi ciążyć.

    Dlatego podjąłem decyzję – zaczynam zbierać na windę schodową, która pozwoli mi wychodzić z domu wtedy, kiedy chcę, nie kiedy ktoś może mi pomóc.
    Dla wielu to oczywistość. Dla mnie – marzenie o wolności.

    Nie proszę Was na siłę.
    Ale jeśli poczujesz, że chcesz pomóc – kliknij, wesprzyj, udostępnij.
    To naprawdę ogromna rzecz.

    👉 LINK DO ZRZUTKI

    Z góry dziękuję każdemu – za złotówkę, za dobre słowo, za kliknięcie „udostępnij”.
    Dziękuję, że jesteście. Dziękuję, że mogę się dzielić tym, co dla mnie ważne. 🙏


    Dzisiejsze hasztagi:

    🇵🇱 Polskie:

    #wolnośćbezbarier
    #życiena100pro
    #windadlapotrzebujących
    #pomagambochcę
    #schodytożadnaprzeszkoda

    🇬🇧 English:

    #freedommatters
    #liftforlife
    #dignityforall
    #breakbarriers


    4.4.25

     

    04.04.2025

    Mój pierwszy film – jestem na żywo!



    Podsumowanie:
    Dziś wydarzyło się coś wyjątkowego – opublikowałem swój pierwszy film na YouTube! 🎥 To dla mnie coś nowego, ale chciałem się Wam pokazać, żebyście mogli zobaczyć, że jestem, że żyję i że działam! Nie ukrywam, że stres był, ale mam nadzieję, że wyszło dobrze. 😃


    Wpis na bloga

    No i stało się! Postanowiłem pokazać się światu i nagrać swój pierwszy film. Może nie jest idealny, może nie mam super sprzętu ani profesjonalnego montażu, ale to ja – bez filtrów, bez upiększeń, po prostu taki, jaki jestem. 😎

    YouTube to dla mnie nowa przestrzeń, gdzie mogę być jeszcze bliżej Was. Chciałem, żebyście zobaczyli, kto kryje się za tymi wszystkimi wpisami na blogu. Myślę, że to dobry krok, bo pisanie to jedno, a pokazanie siebie – to zupełnie inna sprawa.

    Film znajdziecie na moim kanale – jest tam i będzie dostępny cały czas. Nie pytajcie mnie, jak go znaleźć, bo sam jeszcze się w tym gubię. 😅 Ale jeśli traficie, to koniecznie dajcie znać w komentarzach, czy Wam się podoba i czy chcielibyście więcej takich materiałów!

    Dzięki, że jesteście i wspieracie mnie na każdym kroku. To naprawdę wiele dla mnie znaczy! ❤️


    Hasztagi:
    #MojeŻycie #NaŻywo #NoweDoświadczenie #YouTube #Blog
    #Live #NewExperience #YouTubeVlog #DailyLife #ThankYou

    3.4.25

     

    3 kwietnia 2025

    Winda do wolności – moja szansa na niezależność

    Podsumowanie

    Codzienność na wózku to nie tylko wyzwania, ale przede wszystkim walka o każdy dzień. Jednym z największych problemów, z jakimi się mierzę, jest brak możliwości swobodnego opuszczenia domu. Koszt montażu platformy schodowej to prawie 47 000 zł – kwota, której nie posiadam. Z tego względu organizowana jest zbiórka, która pomoże mi wreszcie odzyskać niezależność. Gdy link do zbiórki będzie dostępny, znajdziecie go tutaj. Szczegóły na temat mojej codzienności i potrzeby tej inwestycji znajdziecie na moim blogu.




    Treść wpisu

    Każdy dzień zaczyna się podobnie – pobudka, czyli fizyczne wyciągnięcie mnie z łóżka i przerzucenie na wózek. Potem standard: ubranie portek i butów, kawa, śniadanie, golenie. Dzisiaj trochę poćwiczyłem Excela, bo warto się rozwijać, a później zacząłem przeglądać oferty pracy. Jak na razie nikt się nie odzywa, poza jednym kontaktem, który wymagał biegłego angielskiego – a ja w tej kwestii dopiero raczkuję.

    Jednak to, co dziś najważniejsze – temat windy. Koszt samego urządzenia i jego montażu wynosi niemal 47 000 zł. Na szczęście, teoretycznie połowa tej kwoty może zostać dofinansowana przez PCPR. Problem w tym, że to proces pełen formalności, który ciągnie się miesiącami. Zanim zostaną zatwierdzone środki, zanim komisja przyjedzie ocenić miejsce montażu, zanim winda stanie się faktem… może minąć naprawdę dużo czasu. Dlatego liczę na Wasze wsparcie.



    Nie proszę o luksusy – proszę o wolność. Możliwość wyjścia z domu, kiedy chcę, a nie wtedy, kiedy ktoś akurat może mi pomóc. Chciałbym nie musieć planować każdego wyjścia z wyprzedzeniem, chciałbym po prostu poczuć się bardziej niezależny. Wierzę, że z Waszą pomocą może się to udać.


    Podziękowanie

    Dziękuję Wam za przeczytanie, za każde miłe słowo i za to, że jesteście. Świadomość, że są ludzie, którzy wspierają, rozumieją i chcą pomóc, daje ogromną siłę do działania. Jeśli tylko możecie – udostępnijcie ten wpis, powiedzcie o nim innym. Gdy zbiórka ruszy, każda złotówka przybliży mnie do samodzielności. Dziękuję!


    Hasztagi

    Polskie:
    #Niepełnosprawność #WindaDoWolności #Pomoc #Zbiórka #CodziennośćNaWózku

    Angielskie:
    #Disability #AccessibilityMatters #HelpNeeded #Fundraising #Freedom