5 listopada 2025
„Ten cholerny kibel” – wczorajszy mały horror codzienności 😓♿
Wczoraj, 4 listopada, życie znów przypomniało mi, jak potrafi być bezlitosne w najprostszych sprawach. Sprawa dotyczy toalety. Samego przesiadania. Samodzielnie już nie daję rady — nogi nie współpracują, nie poderwę się.
Zadzwoniłem po Żonę, bo pracuje blisko. W zakładzie znają naszą sytuację i — tak mi się przynajmniej wydaje — są w stanie ją puścić wcześniej. Przyszła i pomogła. Pomamrotała jak zwykle, a ja myślę, że gdyby nie pisała do mnie: „Czy musi być już teraz?”, obyłoby się bez wpadki. Czas skorzystania z WC przeciągnął się, zwieracz nie wytrzymał. Została „smółka”. Sprzątanie siebie było marne, papier poszedł, nerwy też. 🧻
To nie była jedyna akcja tego dnia. Pomyślałem, że nie będę znowu wołał Żony. Trafiła się sąsiadka — okazało się, że nie ma siły mnie unieść. Nogi sztywne, wyprostowane, zero współpracy. Znowu sprzątanie. Finalnie i tak przyszła Żona i musiała mnie wykąpać. Pierwszy raz od pół roku. Poprzednio było to pod koniec lipca. Przy okazji obcięła mi paznokcie u nóg. A potem słucham, że „dziwnie rosną — nie wzdłuż, tylko grubieją”. Krew mnie zalewa. Z głupim nie wygrasz — lepiej się nie odzywać.
Podsumowując: wczorajszy dzień nie był fajny. Gdyby człowiekowi „umysł siadł”, gdybym był jednocześnie niepełnosprawny intelektualnie i miał to wszystko gdzieś, może by się to po kościach rozeszło. Ale ja się przejmuję. I to bardzo.
Ten cholerny kibel… Przesiadanie się na niego to loteria. Nigdy nie wiesz, kiedy przyciśnie. To wieczny strach. Domowy horror. Odezwać się do Żony, żeby przyszła pomóc? To znaczy narazić ją na wyjście z pracy i dodatkowe sprzątanie. A przecież ktoś musi to potem ogarnąć. Gdyby ciotka nie ściągnęła mojego brata, a brat Żony — miałbym przegwizdane.
Wczorajsza sytuacja skończyła się kąpielą po długiej przerwie. I tym, że znowu musiałem przełknąć dumę. Życie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz