czwartek, 25 lutego 2016

23.02.16 Dziennik - Rehabilitacja dzień 2 i nerwy

Hej ;)
Tak, już ochłonąłem ale do czego zmierzam albo raczej zacznijmy od początku. 
Pobudka standardowo godzina szósta, później kawa, śniadanie, poczta e-mail i partyjka pasjansa.
Następnie wyjazd do Kępna, do szpitala na rehabilitację.
Sama rehabilitacja jak zwykle bardzo szybko minęła ale i pracowicie.
W sumie do Kępna pojechałem z Justyną i z młodszym komandosem.
Musiała iść z młodym do ortopedy zobaczyć co się dzieje, że bolą go pięty i ma jakieś dziwną narośl na piątej kości obu stóp.
Ogólnie nerwa złapałem gdy byłem już po gimnastyce.
Justyna powiedziała że auto stoi na placu, jest niedaleko. Zapomniała dodać że tam zdrowy ma co robić żeby przejść między kałużami.
Na ten plac potrzebna była by amfibia.
Ogólnie to po skończonej rehabilitacji zadzwoniłem do niej zapytać gdzie jest, jak długo jeszcze i gdzie stoi samochód.
Powiedziała, że auto jest blisko, niedaleko a ona była już u lekarza ale poszła zrobić RTG młodemu i teraz wraca do gabinetu.
Jako że auto było otwarte i teoretycznie daleko nie było postanowiłem pójść dałbym radę gdyby nie te cholerne kałuże rozmiaru jezior.
Wyszedłem na plac, stwierdziłem że za dużo aut stoi, na suchym mało miejsca do przejścia o jednej kuli. Postanowiłem zatem zaczekać na Justynę bo skoro wracała już ze zdjęciem RTG do doktora to zaraz będzie obsłużona.
Jakbym wiedział że będę stał, czekał pół godziny, wróciłbym do środka i usiadł, poczekał aż podjedzie.
I tak stałem i stałem. Kilka samochodów się rozjechało, Justyny z młodym nie było widać. Pomyślałem pójdę, samochody wyjechały a tam gdzie stały było w miarę sucho.
Jak postanowiłem tak zrobiłem. Poszedłem do samochodu fakt dużo nie brakło że poleciałbym na pysk ale miałem farta, udało mi się utrzymać na nogach i dojść do auta.
Wiecie co się stało?
Jak usiadłem w aucie może siedziałem dwie minuty i przyszła Justyna.
Ale miałem nerwa, masakra.
W sumie styl slalomem pomiędzy kałużami pokonał bym pewnie lepiej przed gimnastyką ale nie po.
Wracając do domu pomyślałem że pojedziemy na kawę do mamy, żeby nie robić kółka.
Na kawie posiedzieliśmy chwilę przy okazji Justyna opowiedziała jak tam było u lekarza i co powiedział doktor.
Powiem Wam że to żenada. Idzie człowiek na NFZ, doktor pokazuje kartę z przyklejoną kartką z napisem pacjent płaci sam. Doktor mówi do Justyny: "takich pacjentów to ja lubię".
Jak myślicie co miał na myśli?
Mi przychodzi tylko jedno do głowy ale to może tylko ja tak myślę. 
Który lekarz i co powiedział już nie powiem.
W sumie na godzinę pierwszą młody był umówiony jeszcze u drugiego lekarza w Ostrowie Wielkopolskim. Pomyśleliśmy że tak będzie lepiej ponieważ będziemy mieli też konsultacje, porównanie. Zobaczymy po prostu co powie lekarz na nogi młodego.
Drugi był na tyle OK że obejrzał młodego w całości. Rozebrał go do gaci dosłownie i kazał mu się przejść po pokoju żeby zobaczyć jak chodzi jak stawia stopy i tak dalej, zrobił dodatkowo USG.
Diagnoza ogólnie była taka sama, tyle że lekarz był bardziej wylewny odpowiedzią na każde pytanie. Powiedział zalecenia i się pożegnaliśmy.
Ogólnie dzień był taki trochę w rozjazdach ponieważ z Ostrowa pojechaliśmy do Sycowa do lekarza rodzinnego też oczywiście z młodym ponieważ ma kaszel.
Młody okazuje się jest przeziębiony.
Lekarz zalecił żeby go przytrzymać do końca tygodnia w domu i podleczyć mu układ odpornościowy oraz ten kaszel.
Do domu wróciliśmy wieczorem.
Zrobiłem jeszcze powtórkę gimnastyki a później TV zacząłem oglądać. 
Piszę ten post i zaraz idę do łóżka. 
Jestem trochę zmęczony tym bardziej że jutro mam tomograf wypada się wyspać.
Zapomniałem że oprócz tomografu jeszcze rehabilitacja w Kępnie dzień trzeci.
Na dziś to już wszystko Kochani. 
Mam nadzieję że Was nie nudzą moje wpisy ale wydaje mi się że nie biorąc pod uwagę ilość wejść na bloga to chyba lubicie nawet  go czytać 
Pozdrawiam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate