środa, 16 grudnia 2015

16.12.15 Dziennik - Zajęcie

Hej kochani ;)
Wiecie tak sobie wczoraj pomyślałem, że smolić to bezowocne dzwonienie.  
Wezmę się za robótki ręczne. Gorzej z dojściem do wyprawy bo trochę mam dłonie i paluszki w kiepskiej formie. Praca czyni mistrza, ile będzie przy tym uszkodzonych rzeczy czy niewypałów nie wiem ale oby mi to nie zbrzydło.
Tak co do wczorajszego dnia i popołudnia fizjoterapeutka była u mnie punkt 15:20. Co do tego, czy co do tej wizyty to jestem zadowolony, choć wczoraj mnie wymęczyła. Nogi mi drżały. Wczoraj skupiła się głównie na nogach i na jednej ręce tej słabszej, znacznie słabszej. W związku z tym od dzisiaj dodatkowo trenuję chodzenie bo wczoraj głównie skupiliśmy się na stawianiu nogi. Jeśli chodzi o te czynność czyli chodzenie "kłopot z lewą nogą, musimy ją stawiać prawidłowo, nie spieszymy się bo to nie zawody sportowe następna wizyta we wtorek a może i wcześniej zobaczymy co z tego wyjdzie".
Co do dzisiejszej diety to tradycyjnie zostaje zachowana. Szkoda tylko że kalafior mi się zepsuł, było za dużo zrobione i nie był wstawiony do lodówki. Ironia bo myślałem że to za krótki okres by się zepsuł, skisł. Na szczęście nie było tego dużo ale i tak szkoda było wyrzucać. Oczywiście bez kawy się nie obyło.
Inna sprawa nawiązałem fajny kontakt to dziewczyną Małgosią i powiem Wam, że to moja ciocia. Ogólnie pamiętam ją z dzieciństwa, jak siedziałem u niej na kolanach i bawiłem się razem z nią zabawkami. Fajna babka. Później widziałem ją jeszcze dwa razy w życiu to znaczy na pogrzebie jej brata i na weselu kuzynki. Co do jej brata to zbyt długo opowiadać. Widziałem gościa raz w życiu, ale to dzięki niemu właściwie zacząłem myśleć długodystansowo jeśli chodzi o moje życie. Może dlatego lepiej funkcjonuje. To on nauczył mnie myśleć o przyszłości, widzieć siebie za 50 lat i później. To on zaczął mnie wspierać i męczyć, serwując mi bodźce, droczyć się mobilizując mnie do walki z SCLEROSIS MULTIPLEX. Naprawdę był z niego w porządku gość. Szkoda że go tak krótko znałem i choć tak krótko go znałem to przyznam że wspominam go bardzo miło i przykro że go nie ma. Ale dość wspomnień na dziś. 
Przede mną tradycyjnie gimnastyka i to w sumie można powiedzieć że za chwilę. 
Co dalej nie wiem pewnie pobuszuję trochę po internecie. Może znajdę coś ciekawego jak coś się przytrafi, czy wydarzy to poinformuję. 
PS. Przypomniałem sobie, że wczoraj pewna sytuacja mnie bardzo zaskoczyła. Siedziałem przy matematyce z młodszym Komandosem, zjadłem mandarynkę i obrane skórki żona wyrzuciła do kosza. Powiedziałem że takie rzeczy potrafię sam robić i zjadłem drugą mandarynkę (dodam że siedząc przy matematyce miałem założoną nogę na nogę). Młody skończył lekcję wziąłem skórki do ręki podniosłem się z krzesła dałem krok lewą nogą a prawa nie chciała mnie słuchać i poleciałem na pysk skórki poleciały na blat szafki a ja zamortyzowałem się i złapałem szafkę ale tyłek był za ciężki i tak poleciałem na podłogę. To było wydarzenie wieczoru albo i dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate