Był sobie piękny, słoneczny dzień. W sumie było to rano.
Dzień zapowiadał się. Naprawdę upalnie? Środek rada. Centrum miasta. Wiadomo,
że słońce jak się oprze o budynki. To jednak drzewa. Stąd dla zapowiadał się,
że będzie gorąco. W sumie stwierdziłem. To wyglądając przez okno? Spokoju na
trzecim piętrze. W sumie to postanowiłem. Zrobić. Słaby dzień. Takiego
totalnego lenistwa. Wiecie? Zdala od. Mieszkania garów. Porządków i tak dalej.
Postanowiłem wyrwać się nad wodę. W sumie poleżeć trochę na
plaży, może trochę popluskać w wodzie.
No i jak postanowiłem tak zrobiłem. Po pierwsze wyrwałem się
po jakieś zakupy zrobić jakieś śniadanie. Spakować sobie coś na wypad. No ale
wodę. Generalnie żeby z głodem z głodu nie umierać.
Wyszedłem na zewnątrz, Jestem przy ulicy. Tam w sumie jeżdżą
tramwaje, tramwaje też. Skręca. W jedną stronę. Na skrzyżowaniu. Musiałem tą
drogę przecznice przejść. Czekałem, aż przyjdzie tramwaj. No zostać w sumie
przejechany przez takiego kolosa. No to by fajnie nie było. Tramwaj już w sumie
przejeżdżał. Ogólnie widzę koniec tramwaju. On jest zakręcie, Wieża po torach.
W sumie to nie jeździ po torach skręca. Poprzeczną drogę. Ale mówię jaką
przyjdzie, to akurat będę mógł iść, niech się czasu. Dalej. Tramwaj w sumie
jeden wagon przejechał drugi wagon prawie przejechał. Na to mówię. Idę samocho.
Był w żadnych z tyłu nie było. Więc było bezpiecznie. Ale był mój zdziwienie.
Kiedy tramwaj? W sumie ten drugi wagon wchodził w zakręt. Z tyłu za tramwajem
był hak. Coś ala zaczep chyba. No i tym hakiem oberwał bym po nogach, dużo mi
nie brakło. Gdybym nie odskoczył.
Chwila nieuwagi. I zapewne trafiłbym na izbę przyjęć. A nie
nad wodę, nie na plaże.
W sumie pomyślałem sobie wtedy. Ale z ciebie michalec
cymbał. Chwila nieuwagi. Pośpiech. Ale w takiej w sumie moje szczęście w
nieszczęściu. Ja tu mówię. Gdyby nie 5 z ustępów aniołów, które mnie pilnują.
To już nieraz przy płaciłbym. Na dobrą sprawę wypadkiem albo nawet życiem.
Swoje napady. Wyjścia czy wyjazdy.
Spojrzałem wtedy na zegarek. Była godzina. Przed dziewiątą
rano. A ja w sumie już. Spocony. Po wizycie. Bo właściwie nie wizycie, ale
szybkim zbliżaniem się haka tramwaju w kierunku moich nóg. No mogło być różnie.
Zamiast plaża i woda. To pogotowie i. Łóżko może szpitalne
Masz babo placek.
Dostałem do sklepu. Tego ze spożywką. No czyli sklepu
spożywczego. W sumie ulubionego, bo sklepów takich to mam więcej w okolicy.
Dlaczego ulubiony? To chyba przez te uśmiechnie? To. Ekspedientkę. Wypier
dalej.
Skubany zawsze potrafi. Mnie rozweselić. Wystarczy jedno
słowo. Jakiejkolwiek. No pojawia się banan na mojej twarzy. W postaci uśmiechu.
Czasami zdarzy mi się też zmienić kolor. Taki growy. I zapewniam cię, nie ze
złości. Te ekspedientka. Niejednokrotnie potrafiła. Raczej potrafi. Żucia
jakimś hasłem. Takim trochę w sumie. Ubrany w gorące słowo. Z charakterem
seksualnym. A właściwie podtekstem.
Są osoby, które nie robią takich tekstów. Ja w sumie przeciw
takim tekstem nie mam problemu. Zwłaszcza, że człowiek się robi. Czerwony. I
nie wie zapowiedzieć jak zwykle. Słów mi nie brakuje. No na pewno. Tak mawiają
moi znajomi. I znajomy. Proszę zwykle mówię to potrafi tak **********. Boki
zrywać. Nie ********** ale rzucić hasłem. Takim, że boki zrywać.
Ekspedientka to roksana. Naj w sumie ośmieliłem się też
zapytać. W sumie mówię do niej. Właściwie to powiedzieć. Powiedziałem do niej,
że gdyby nie była w pracy, to porównywałbym teraz na plaży nad wodę. Za większe
zakupy więcej. Kanapek można byłoby zrobić. Ale skoro musisz być w pracy, to
pewnie. Nie możesz się wyrwać? Jej tu szkoda.
No i tutaj było moje zdziwienie, kiedy odpowiedziała, że
jeszcze jest w pracy około. 2 godzin. Bo w sumie chodzi pomagać, kiedy jest
największy ruch. W sklepie. I gdyby na nią poczekał, to pewnie wybrałaby się ze
mną. Pozwoliłaby się zaprosić. No jakiemu w sumie młodemu. Facetowi. W to mi
graj. Godzina w tą czy w tą? Nie lubię różnicy w takiej sytuacji. Szkoda tylko,
że czasu nie dało się spowolnić. Ale.
Zebrałem zakupy w te pędy. Do. Koszyka. I pograłem do domu.
No do mieszkania. Przygotować jakieś jedzenie, jakiś prowiant? Na plaży
wyszukać koca. Którzy? Można by rozłożyć na plaży. Także my, bo szkoda
bynajmniej tego koca. Że się budzi i w ogóle.
Spojrzę na zegar. Czasem mknął. Jak zwariowany chodzi o to,
że szybko?
Za chwilę mogłem się spodziewać. Mojej ulubionej sklepowej.
Pod drzwiami. Gotowej do wyjścia na plaże
Długo w sumie trwało. Sobieszewo. Sygnał domofonu. A po
drugiej stronie. Kiedyś zapytają, kto tam usłyszałem właśnie ją. Takie moje
realia. Zeznały się realizować. W taki w sumie bardzo pomyślny sposób.
Przebiegał ten scenariusz. Jak mówi, sam się pisał i sam realizował. Czary
cuda. Jak zwał tak zwał. Grunt, że była w tym magia.
No i słyszę dzwonek do drzwi. Moja ulubiona sprzedawczyni mi
weszła i już. Na trzecie piętro. Dużo czasu i to nie zajęło. A jeszcze
nieskończony. Z ogarnianiem prowiantu na plaże, mówię do niej jeszcze kilka.
Mały 5 minut, może 10. I wychodzimy.
Dlaczego tak się dzieje, że czas? W jej obecności tak szybko
biegnie.?
Zachodziłem w głowę, jak to się stało, że ona tak szybko
dotarła? Jeszcze z tobołkami no. Chlebak i. Kons. Na plaże wtedy się
dowiedziałem, że mieszka po drugiej stronie ulicy. Od sklepu. W sumie obok. W
sklepu. Dlatego tak jej się szybko udało dotrzeć. W sumie mówię do niej. Że
nie. Żebym miał coś przeciwko temu? Ale. Jest szybka jak. Błyskawica.
Starałem się oczywiście skomplementować. W pewien sposób.
Przy okazji mówiąc. Czyli przyszły partner to będzie miał przegwizdane? No
chodzi o to, żeby za nią zdążyć. Złapać i usi ilić. Teraz przyszedł mi do głowy
tytuł filmu. Uciekająca panna młoda. Choć w sumie nigdy tego filmu nie
widziałem, ale. W sumie tytułu nie strapiony podoba mi się. Tutaj jeszcze nie
panna młoda, ale. Uciekająca panna sklepowa.
Później wyjście. Zejście z trzeciego piętra dojść do
tramwaju. Później przy przesiadka. Do innego tramwaju później jeszcze jakiś. W
sumie spacer no bo trzeba było dojść. A gęba się nam nie zamykała. W sumie to
gęby. I cały czas było o czym mówić.
opowiadania
mikroproza
życie w mieście
tramwaje
plaża i lato
codzienność
////////////////////////////////////////////////////////////////
Był sobie piękny, słoneczny dzień. W sumie było to rano.
Dzień zapowiadał się. Naprawdę upalnie? Środek rada. Centrum miasta. Wiadomo,
że słońce jak się oprze o budynki. To jednak drzewa. Stąd dla zapowiadał się,
że będzie gorąco. W sumie stwierdziłem. To wyglądając przez okno? Spokoju na
trzecim piętrze. W sumie to postanowiłem. Zrobić. Słaby dzień. Takiego
totalnego lenistwa. Wiecie? Zdala od. Mieszkania garów. Porządków i tak dalej.
Postanowiłem wyrwać się nad wodę. W sumie poleżeć trochę na
plaży, może trochę popluskać w wodzie.
No i jak postanowiłem tak zrobiłem. Po pierwsze wyrwałem się
po jakieś zakupy zrobić jakieś śniadanie. Spakować sobie coś na wypad. No ale
wodę. Generalnie żeby z głodem z głodu nie umierać.
Wyszedłem na zewnątrz, Jestem przy ulicy. Tam w sumie jeżdżą
tramwaje, tramwaje też. Skręca. W jedną stronę. Na skrzyżowaniu. Musiałem tą
drogę przecznice przejść. Czekałem, aż przyjdzie tramwaj. No zostać w sumie
przejechany przez takiego kolosa. No to by fajnie nie było. Tramwaj już w sumie
przejeżdżał. Ogólnie widzę koniec tramwaju. On jest zakręcie, Wieża po torach.
W sumie to nie jeździ po torach skręca. Poprzeczną drogę. Ale mówię jaką
przyjdzie, to akurat będę mógł iść, niech się czasu. Dalej. Tramwaj w sumie
jeden wagon przejechał drugi wagon prawie przejechał. Na to mówię. Idę samocho.
Był w żadnych z tyłu nie było. Więc było bezpiecznie. Ale był mój zdziwienie.
Kiedy tramwaj? W sumie ten drugi wagon wchodził w zakręt. Z tyłu za tramwajem
był hak. Coś ala zaczep chyba. No i tym hakiem oberwał bym po nogach, dużo mi
nie brakło. Gdybym nie odskoczył.
Chwila nieuwagi. I zapewne trafiłbym na izbę przyjęć. A nie
nad wodę, nie na plaże.
W sumie pomyślałem sobie wtedy. Ale z ciebie michalec
cymbał. Chwila nieuwagi. Pośpiech. Ale w takiej w sumie moje szczęście w
nieszczęściu. Ja tu mówię. Gdyby nie 5 z ustępów aniołów, które mnie pilnują.
To już nieraz przy płaciłbym. Na dobrą sprawę wypadkiem albo nawet życiem.
Swoje napady. Wyjścia czy wyjazdy.
Spojrzałem wtedy na zegarek. Była godzina. Przed dziewiątą
rano. A ja w sumie już. Spocony. Po wizycie. Bo właściwie nie wizycie, ale
szybkim zbliżaniem się haka tramwaju w kierunku moich nóg. No mogło być różnie.
Zamiast plaża i woda. To pogotowie i. Łóżko może szpitalne
Masz babo placek.
Dostałem do sklepu. Tego ze spożywką. No czyli sklepu
spożywczego. W sumie ulubionego, bo sklepów takich to mam więcej w okolicy.
Dlaczego ulubiony? To chyba przez te uśmiechnie? To. Ekspedientkę. Wypier
dalej.
Skubany zawsze potrafi. Mnie rozweselić. Wystarczy jedno
słowo. Jakiejkolwiek. No pojawia się banan na mojej twarzy. W postaci uśmiechu.
Czasami zdarzy mi się też zmienić kolor. Taki growy. I zapewniam cię, nie ze
złości. Te ekspedientka. Niejednokrotnie potrafiła. Raczej potrafi. Żucia
jakimś hasłem. Takim trochę w sumie. Ubrany w gorące słowo. Z charakterem
seksualnym. A właściwie podtekstem.
Są osoby, które nie robią takich tekstów. Ja w sumie przeciw
takim tekstem nie mam problemu. Zwłaszcza, że człowiek się robi. Czerwony. I
nie wie zapowiedzieć jak zwykle. Słów mi nie brakuje. No na pewno. Tak mawiają
moi znajomi. I znajomy. Proszę zwykle mówię to potrafi tak **********. Boki
zrywać. Nie ********** ale rzucić hasłem. Takim, że boki zrywać.
Ekspedientka to roksana. Naj w sumie ośmieliłem się też
zapytać. W sumie mówię do niej. Właściwie to powiedzieć. Powiedziałem do niej,
że gdyby nie była w pracy, to porównywałbym teraz na plaży nad wodę. Za większe
zakupy więcej. Kanapek można byłoby zrobić. Ale skoro musisz być w pracy, to
pewnie. Nie możesz się wyrwać? Jej tu szkoda.
No i tutaj było moje zdziwienie, kiedy odpowiedziała, że
jeszcze jest w pracy około. 2 godzin. Bo w sumie chodzi pomagać, kiedy jest
największy ruch. W sklepie. I gdyby na nią poczekał, to pewnie wybrałaby się ze
mną. Pozwoliłaby się zaprosić. No jakiemu w sumie młodemu. Facetowi. W to mi
graj. Godzina w tą czy w tą? Nie lubię różnicy w takiej sytuacji. Szkoda tylko,
że czasu nie dało się spowolnić. Ale.
Zebrałem zakupy w te pędy. Do. Koszyka. I pograłem do domu.
No do mieszkania. Przygotować jakieś jedzenie, jakiś prowiant? Na plaży
wyszukać koca. Którzy? Można by rozłożyć na plaży. Także my, bo szkoda
bynajmniej tego koca. Że się budzi i w ogóle.
Spojrzę na zegar. Czasem mknął. Jak zwariowany chodzi o to,
że szybko?
Za chwilę mogłem się spodziewać. Mojej ulubionej sklepowej.
Pod drzwiami. Gotowej do wyjścia na plaże
Długo w sumie trwało. Sobieszewo. Sygnał domofonu. A po
drugiej stronie. Kiedyś zapytają, kto tam usłyszałem właśnie ją. Takie moje
realia. Zeznały się realizować. W taki w sumie bardzo pomyślny sposób.
Przebiegał ten scenariusz. Jak mówi, sam się pisał i sam realizował. Czary
cuda. Jak zwał tak zwał. Grunt, że była w tym magia.
No i słyszę dzwonek do drzwi. Moja ulubiona sprzedawczyni mi
weszła i już. Na trzecie piętro. Dużo czasu i to nie zajęło. A jeszcze
nieskończony. Z ogarnianiem prowiantu na plaże, mówię do niej jeszcze kilka.
Mały 5 minut, może 10. I wychodzimy.
Dlaczego tak się dzieje, że czas? W jej obecności tak szybko
biegnie.?
Zachodziłem w głowę, jak to się stało, że ona tak szybko
dotarła? Jeszcze z tobołkami no. Chlebak i. Kons. Na plaże wtedy się
dowiedziałem, że mieszka po drugiej stronie ulicy. Od sklepu. W sumie obok. W
sklepu. Dlatego tak jej się szybko udało dotrzeć. W sumie mówię do niej. Że
nie. Żebym miał coś przeciwko temu? Ale. Jest szybka jak. Błyskawica.
Starałem się oczywiście skomplementować. W pewien sposób.
Przy okazji mówiąc. Czyli przyszły partner to będzie miał przegwizdane? No
chodzi o to, żeby za nią zdążyć. Złapać i usi ilić. Teraz przyszedł mi do głowy
tytuł filmu. Uciekająca panna młoda. Choć w sumie nigdy tego filmu nie
widziałem, ale. W sumie tytułu nie strapiony podoba mi się. Tutaj jeszcze nie
panna młoda, ale. Uciekająca panna sklepowa.
Później wyjście. Zejście z trzeciego piętra dojść do
tramwaju. Później przy przesiadka. Do innego tramwaju później jeszcze jakiś. W
sumie spacer no bo trzeba było dojść. A gęba się nam nie zamykała. W sumie to
gęby. I cały czas było o czym mówić.
////////////////////////////////////////////////////////////////